Układy napędowe obecnie są nieodzownym elementem większości procesów technologicznych. Silniki elektryczne odpowiadają m.in. za wytwarzanie sprężonego powietrza, pompowanie wody, napędzanie przenośników taśmowych czy też obróbkę materiałów i produktów. Chcąc poznać sekrety i doświadczenia wyjadaczy z branży, trafiłem na szkolenie z podstaw techniki napędowej. Szkolenie organizowane przez firmę Dawida Wróblewskiego DWI MOTION , który zjadł już zęby na niezliczonej liczbie przemienników częstotliwości. Brzmi to zachęcająco prawda? Z otwartą głową i chęcią poznania tajemniczych dla mnie wówczas falowników wyruszyłem w przygodę do Torunia.
Toruń – gotyk na dotyk
Nie samą nauką żyje człowiek. Po kilku godzinach w samochodzie nie mogłem sobie odmówić krótkiego wypadu na miasto. Sam Toruń, z czym się każdemu kojarzy? Oczywiście piernik i słynny polski astronom Mikołaj Kopernik. Ale czy coś poza tym? Ależ oczywiście! Już spieszę z pomocą. Piękne miasto, piękne gotyckie budowle. Można nawet wybrać się tylko na spacer po starówce i podziwiać piękne, jakże charakterystyczne budynki z cegły. Przed wyjazdem zrobiłem sobie listę miejsc, które warto odwiedzić, by coś zjeść, wypić i ogólnie miło spędzić czas. Cała lista poszła do kosza po wejściu do centrum. Cała starówka aż się roi od różnego rodzaju barów, restauracji, miejsc, które aż proszą, by do nich zajrzeć choćby na chwilę. Wieczorem polecam spacer brzegiem Wisły czy wizytę na jednej z kilku barek cumujących przy brzegu. Wystawiłem miastu wspaniałą laurkę, prawda? Ano prawda, miasto jest piękne i polecam spędzić tam kilka dni w wakacje. Toruń – miasto, które warto odwiedzić w swoim życiu.
Falowniki? Najpierw trzeba jednak poznać teorię
Trochę pozachwycałem się miastem, wychwaliłem je pod niebosy, ale czas przejść do serca samego wyjazdu, czyli szkolenia. Jak to mówią, czas na mięsko, czyli to co automatycy lubią najbardziej. Prowadzący rozpoczął szkolenie od przedstawienia siebie, swojej kariery, a następnie każdy z uczestników przedstawił się w kilku słowach. Niewielkie grono kursantów oraz uczucie bliskiego kontaktu z prowadzącym sprawia, że w sali czułem się bardzo komfortowo. Z falownikami jak dotąd nie miałem większego kontaktu. Ot było coś wspomniane na kilku wykładach, wykonałem z jedno ćwiczenie na laboratoriach i tyle. Wiedziałem, że coś takiego istnieje, mniej więcej wiedziałem, z czym się to je. Ale żeby coś więcej? Nie za bardzo. I tu pojawia się Dawid Wróblewski, spieszący z pomocą.
Pierwszy dzień szkolenia został poświęcony przedstawieniu i wyłożeniu teorii o przemiennikach częstotliwości. Nie sądziłem, że tak wiele mogę się nauczyć w ciągu jednego dnia. Poznałem budowę falownika oraz to jak działa. Coś, co dotąd było dla mnie jedynie mglistą wzmianką, stało się jasne i zrozumiałe. Dowiedziałem się, w jakim celu w ogóle stosuje się falowniki i jakie korzyści niesie ze sobą zaimplementowanie falowników do procesu technologicznego. Poznałem wady falowników i sposoby ich eliminowania, szereg dodatkowych filtrów oraz akcesoriów do samego przemiennika częstotliwości jak filtry czy dławiki. Dane mi było poznać dwie metody sterowania falownikami (skalarną oraz wektorową) ich wady, zalety oraz główne zastosowania. Dawid Wróblewski, prowadzący całe szkolenie ciągle utrzymuje z kursantami miłą, przyjacielską atmosferę. Niejednokrotnie ciągnął nas za język, dopytując się, starając się pobudzić nas do żywej dyskusji. Atmosfera pozwoliła mi nie bać się pytań, często nawet prostych i banalnych. Dzięki podejściu prowadzącego cała grupa angażowała się i dorzucała swoje trzy grosze do omawianego materiału.
Kilka godzin teorii to jednak naprawdę sporo i pod koniec czułem znużenie. Jednak materiał był na tyle ciekawy i tak zrozumiale opowiadany, tłumaczony, że nawet nie zauważyłem kiedy minął mi pierwszy dzień szkolenia. Różne zagadnienia było przeplatane anegdotami z dotychczasowej kariery Dawida. Niektóre zabawne, niektóre pokazujące jak często teoria różni się od tego, co na nas czeka w zakładach przemysłowych. Prowadzący przedstawił także ciekawe smaczki, jakie dane mu było poznać w wielu zakładach przemysłowych. Jak wielu inżynierów ma bujną wyobraźnię i często popełniają podstawowe błędy. Te drobne przerywniki pokazały mi, jak może różnić się świat automatyki poznany na uczelni od świata, który czeka na mnie w zawodowym przemyśle.
Falowniki?! Czyli w końcu czas na praktykę!
Poznałem część teoretyczną falowników i w końcu nadszedł ten moment szkolenia, na który każdy z nas czekał od początku. Praktyczne zastosowanie wiedzy poznanej dotychczas. Drugi dzień spędziłem na ciągłym testowaniu, wykonywaniu różnych ćwiczeń, wręcz bawieniem się falownikiem. Sprawdzałem różne zastosowania, możliwości przygotowanego stanowiska napędowego. Nie ukrywam, że była to najbardziej satysfakcjonująca część szkolenia. Możliwość przeniesienia zdobytej wiedzy na realne, namacalne stanowisko. Dzień rozpoczęliśmy od rozłożenia falowników i poznania ich wnętrzności. Poznałem zaciski siłowe, sterownicze. Zapoznałem się z wejściami cyfrowymi, analogowymi, impulsowymi czy bezpieczeństwa. Wyjścia cyfrowe i przekaźnikowe zostały także solidnie omówione. Następnie zaprogramowaliśmy nasz pierwszy falownik i dane nam było przetestowanie ich możliwości.
Budowa stanowiska poznana? To czas teraz na zaprogramowanie falownika i stworzenie swojej pierwszej aplikacji. Oczywiście najprostszej polegającej na zadawaniu silnikowi częstotliwości przy pomocy potencjometru. Falownik programujemy przy pomocy panelu, co tak naprawdę jest kwestią wygody i pozwala łatwiej zrozumieć, w jaki sposób działa przemiennik. Wszystkie parametry możemy wprowadzić przy użyciu panelu bezpośrednio na falowniku. Co dalej? Kolejne ćwiczenia i kolejne aplikacje. Bardziej skomplikowane i rozbudowane. Przetestowaliśmy w praktyce większość rzeczy poruszanych dnia wcześniejszego podczas trwania zajęć teoretycznych. Sterowanie skalarne u/f, sterowanie wektorowe, krokowe, każda z tych metod sterowania została sprawdzona i przetestowana na naszej skórze.
Możliwość sprawdzenia omawianych zagadnień było dla mnie sporą nowością, zwłaszcza że mam porównanie z zajęciami prowadzonymi na uczelni. Maksimum teorii, minimum praktyki. Lecz to szkolenie różni się diametralnie. Podstawy wiedzy teoretycznej, niezbędnej do tego, by poznać urządzenie, zrozumieć jak działa i móc bezpiecznie z nim pracować. Musimy posiadać niezbędną dawkę teorii, by nie puścić z dymem silnika czy samego falownika. Chociaż szczerze myślę, że i tak mnie czy każdego z Was czeka spalenie niejednego silnika, falownika czy innego urządzenia. Ale po to popełniamy błędy, by wyciągać z nich wnioski i nie popełniać ich więcej w przyszłości, prawda?
Drugi dzień minął mi jeszcze szybciej niż pierwszy. Zresztą nie ma się co dziwić, nic nie rajcuje tak bardzo jak zabawy z praktycznym stanowiskiem. W każdej chwili czuwało nade mną czujne oko Dawida. Gotowego w każdej chwili pospieszyć nam z pomocą. Wesprzeć radą i sprawdzić, dlaczego coś nam nie działa. Z tyłu głowy ciągle towarzyszy myśl, że możemy badać każde zagadnienia, testować falownik na własne sposoby i jak wiadomo popełniać błędy. Jednak fakt, że mamy gotowego do pomocy prowadzącego zachęca do działania na własną rękę i testowania falowników na własny sposób.
Podsumowanie
Czego nauczyłem się na szkoleniu?
- Przede wszystkim dowiedziałem się, czym jest przemienniki częstotliwości, poznałem jego budowę.
- Dowiedziałem się, dlaczego w ogóle stosujemy przemienniki częstotliwości. Jakie to niesie ze sobą korzyści oraz wady takiego rozwiązania.
- Nauczyłem się jak dobierać dodatkowe akcesoria do samego przemiennika – rezystory, dławiki, filtry EMC czy filtry sinus.
- Poznałem budowę falownika od środka. Zaciski siłowe jak i sterownicze. Wejścia cyfrowe, analogowe, impulsowe czy bezpieczeństwa. Wyjścia przekaźnikowe i cyfrowe.
- Nauczyłem się sterowania skalarnego U/f oraz wektorowego.
- A przede wszystkim nauczyłem się jak programować przemiennik. Udało mi się zastosować i wdrożyć powyższe zagadnienia na rzeczywistym stanowisku napędowym.
Za mną dwa cudowne dni spędzone w Toruniu. Pozwiedzałem, odwiedziłem kilka restauracji oraz barów, ale przede wszystkim poznałem i nauczyłem się podstaw falowników. Kurs skończyłem, otrzymałem certyfikat poświadczający zdobycie przeze mnie fachowej wiedzy. Coś jeszcze? Ależ oczywiście! Dawid udostępnia swoje materiały używane podczas prezentacji, ale także własne, prywatne informacje zdobyte podczas własnej kariery. Dodatkowo nawet po zakończeniu kursu jesteśmy z nim w kontakcie. Możemy dzwonić, pisać, kontaktować się z problemami, które napotkamy podczas naszej własnej pracy. Mały minusik na sam koniec. Szkolenie od strony organizacyjnej nie uniknęło kilku błędów. Drobne błędy techniczne, niedziałający kabel czy potencjometr. Usterki udało się na szczęście wyeliminować w trakcie pracy. Dodatkowo pojawił się problem z dostawcą cateringu. Jednak główną winą obarczyłbym firmę za tą odpowiedzialną. Niewielkie przeszkadzacze w trakcie szkolenia, jednak niemające większego wpływu na ocenę końcową całego szkolenia jak i prowadzącego. Na koniec kilka słów o samym Dawidzie Wróblewskim i jego firmie DWI MOTION . Charyzmatyczny, wygadany facet, istna kopalnia wiedzy, którą tak chętnie dzieli się z każdym. Jestem pewien, że zorganizuje jeszcze niejedno tak dobre szkolenie. Doświadczony nauczyciel, który tak przekazuje wiedzę, że chwilami siedzisz i słuchasz go z zapartym tchem.
Jeśli natkniesz się na możliwość odbycia szkolenia z Dawidem, to nie wahaj się ani chwili!
Tymczasem odsyłam do bloga Dawida na www.dwimotion.pl
Pozdrawiam, Tomasz Kosz